poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Miejsca psiolubne: Szczyrk. Gdzie można dobrze zjeść i mieć przy sobie psa?

Podczas naszego kilkudniowego wypadu do Szczyrku przetestowaliśmy cztery miejsca pod względem ich psiolubności. Naszymi kryteriami były: górski klimat, jakość i porcje jedzenia, bonusy oraz najważniejsze – stosunek do czworonoga. Na szczęście nie zawiedliśmy się! A zatem: gdzie można dobrze zjeść i mieć przy sobie psa?





Zapiecek, ul. Myśliwska 11

W Szczyrku byliśmy już wielokrotnie i jedliśmy w różnych miejscach. Zapiecek był dla nas numerem jeden – przetestowanym i sprawdzonym. Zatem to właśnie tam ruszyliśmy jako pierwsze. Zanim usiedliśmy, zapytaliśmy oczywiście o możliwość wejścia z Korią. Z psem można przebywać zarówno w środku, jak i na zewnątrz. 


Koria od razu na wejściu dostała pojemniczek z wodą, co było bardzo miłe. Na początku kręciła się jak bączek, szukając sobie miejsca raz po jednej, raz po drugiej stronie stołu, ale w końcu grzecznie przesiedziała godzinę obserwując, co dzieje się wokół.

[za pierwszym razem] Troszku się stresuję, ale dam radę!

[za drugim razem] Pilnuję, żeby mi ktoś jedzenia matko ze stołu nie sprzątnął!


W Zapiecku byliśmy dwa razy, na początku i końcu wyjazdu. Jako pierwsze zamówiliśmy placki ziemniaczane (chodziły za jednym z nas już dłuuuugo ;)) – jedne ze skwarkami, drugie w sosie pieczarkowym. Dostaliśmy po trzy placki na głowę, co było bardzo sycące. Ceny za placki – około 19 zł.

Matko, daj troszku.

Drugim razem zamówiliśmy „jadło drwala”, czyli placki ziemniaczane w sosie z mięsem (coś na kształt placków po węgiersku), surówką i ogórkami oraz pierogi ruskie. Cena za obiad – około 25 zł i 19 zł. Na deser wzięliśmy panna cottę za 11 zł.   


Podsumowując: ogromny plus za podejście do czworonogów. Jeśli chodzi o jedzenie to jest tym lepsze im mniej jest ludzi, co nie zmienia faktu, że ogólnie jest bardzo dobre. Miejsce klimatyczne, typowo góralskie w wystroju, muzyce, strojach. Ceny takie, jak w całej grupie Silveretta, do której należy Zapiecek. 


Gospoda Polska, ul. Myśliwska 44
Do Gospody mamy sentyment. Gdy tylko dowiedzieliśmy się, że moi rodzice wpadają do nas na obiad i to jeszcze z Milką (amstaffką mojego taty) wybór padł na krytą strzechą Gospodę. Jedynym pytaniem było – czy można wejść do środka z psem? Oczywiście, że można. Milka jest dość nieznośna i gadatliwa przy jedzeniu, postanowiliśmy więc usiąść na zewnątrz.

Ceny w Gospodzie Polskiej są dość wysokie. Tego dnia była jednak promocja na zestawy obiadowe, a mi, Radkowi i tacie zapachniała kiełbacha z grilla w cebulce z zestawem surówek za 19 zł. Mama wzięła pstrąga. Rodzice zagadali do pana, który nas obsługiwał czy nie znalazłoby się w kuchni coś dla psów. Pan najpierw pokręcił głową, a za kilka chwil przyniósł Korii i Milce prawdziwą góralską kiełbasę do zjedzenia na spółę. Psy go pokochały za to. :D



Pod Tężnią, ul. Beskidzka 35
Po obiedzie pojechaliśmy do Tężni na deser i kawę. Psy były już zmęczone, a na dworze robiło się chłodno, chcieliśmy więc wejść całą grupą do środka. Do Pod Tężnią również można bez problemu wejść z psem. I w środku rzeczywiście jest tężnia i pełno soli, połączone z góralskim klimatem i (sztucznymi na szczęście) białymi futerkami na ławkach do siedzenia, co dawało rewelacyjny klimat. Koria i Milka miały pewien mały problem przed wejściem – w progu stały drewniane figury, które im się wybitnie nie spodobały. Milka je obszczekała, a Koria... no cóż, chciała uciekać gdzie pieprz rośnie ;). Po wejściu do środka były już grzeczne jak aniołki.

Czo ta straszna baba tam robi?!?!?!?!

Niestety, na moim deserze się zawiodłam. Podczas naszego poprzedniego pobytu w Tężni w grudniu zamawiałam lody ze śliwkami na gorąco. Dostałam 4 gałki lodów z rewelacyjnymi gorącymi domowymi śliwkami w syropie. Szalałam. Tym razem zamówiłam to samo, a dostałam 3 gałki lodów i suszone śliwki… w karmelu. Na ciepło. Nie cierpię karmelu. W karcie nie było zaznaczone, że śliwki podane są w ten sposób. Byłam mocno zawiedziona lodami i ich niebotyczną ceną. Mama zamówiła lody z porzeczkami, czym trafiła w dziesiątkę, bo porzeczki pływały w pysznym domowym syropie, było ich bardzo dużo i świetnie komponowały się swoją kwaskowatością z czekoladowymi lodami. Ten deser był wart swojej ceny.   

Na lody w Szczyrku warto wybrać się do Kawiarni Bagatela na Beskidzkiej 15. Lody tzw. włoskie, czyli śmietanowe kręciołki z maszyny z polewą tylko tam! Za jedyne 3,50 zł mniamniusiania co nie miara. :D   



Stary Młyn, ul. Dworcowa 3
Restauracja Stary Młyn znajduje się w samym centrum miasta na deptaku/rynku, gdzie ciągną tłumy turystów. Wyremontowany deptak jest bardzo urokliwym miejscem z fontannami, ławeczkami, piaskownicą, trawnikami. Z jednej strony jest główna ulica, z drugiej zamyka go rzeka Żylica z trasą spacerową i obrośniętymi pelargoniami mostkami. Wszystko byłoby naprawdę świetne, gdyby nie uderzająca po oczach turystyczna zabawownia – namiot z fast foodem i grami oraz możliwość wypożyczenia dla małych człowieków rowerków, hulajnóg, tych takich małych czterokołowców na pedały i hit dnia – koników na kółkach (uwierzcie, widok dzieci podskakujących w specyficzny sposób na tych urządzeniach, żeby koń jechał do przodu był naprawdę komiczny… i tragiczny). Rozumiem prawa rynku, więc nie komentuję.

O bosiu, czemu oni tak hałasujo?

Przy piaskownicy dla dzieci jest trawnik, na który nie można wprowadzać czworonogów. W innych miejscach w mieście i przy deptaku można, należy oczywiście po psiaku posprzątać, o czym przypominają tabliczki.

Pies w miejscu takim jak ten deptak musi się uzbroić w cierpliwość i być bardzo odpornym na rozproszenia w postaci hałasu, harmidru, masy ludzi, rozkrzyczanych dzieci jeżdżących z zawrotną prędkością na swoich pojazdach. Koria nie jest odporna, ba, ja sama nie jestem odporna. Szczególnie wtedy, kiedy idąc spokojnie z psem i próbując zapanować nad jej strachem prosto na nas jadą na czterokołowcach rozwrzeszczane dzieciaki, żeby skręcić tuż przed nami. Wybaczcie, nie mam cierpliwości do dzieci będących poza kontrolą rodziców i robiących co dusza zapragnie. :)

Stary Młyn ma stoliki na zewnątrz wychodzące wprost na deptak, dlatego – widząc reakcję Korii na to wszystko, co się tam działo – chciałam jej oszczędzić stresu. Na szczęście – co nie jest zaskoczeniem już ;) – do środka można wejść z psem. Uciekliśmy zatem do wewnątrz, gdzie oprócz naszego zajęty był początkowo tylko jeden stolik (całej reszcie pasowało siedzenie na dworze, w tłoku i hałasie, a niech mają).



To było ratunkiem dla postrzępionych nerwów Korii. Od razu się uspokoiła i – co zdarzyło jej się po raz pierwszy w knajpie – położyła spać! Jej stan umysłu był perfekcyjny, co umożliwiło nam spokojne zamówienie pizzy i sałatki greckiej (jedliście kiedyś pizzę i sałatkę jednocześnie? Nie? Spróbujcie! Pizza ze świeżym ogórkiem, pomidorem, cebulką i serem typu feta jest genialna… :P). Pizza i sałatka kosztowały obie po około 20-25 zł. Na deser nie mieliśmy miejsca, bo jedzenie było tak sycące. A szkoda, bo mieliśmy ochotę na panna cottę i kawę w zestawie za niecałe 10 zł. ;)



Koria w Starym Młynie zachowywała się najlepiej ze wszystkich miejsc. Zaczęła się kręcić tylko przez dokuczającą jej muchę, przez pozostałą część grzecznie siedziała lub leżała. Złoty pies. Przez to, że w środku restauracji było tak spokojnie i słychać było tylko muzykę a nie gwar rozmów, dziecina była naprawdę spokojna i odprężona. Bardzo dobre miejsce na obiad w towarzystwie psa. 




Podsumowując...

Szczyrk jest bardzo psiolubny. Nie mieliśmy żadnych problemów z wejściem z psem do dużych i obleganych przez turystów restauracji. I to z tak stereotypowo postrzeganym psem. Spotykaliśmy się z pozytywnymi reakcjami ludzi i miłymi gestami pracowników lokali. Psiarzom możemy spokojnie polecić wyżej opisane miejsca.

Co do ludzkiej części, czyli jedzenia i cen. Mimo mieszanych opinii zdecydowaliśmy się na podążanie Szlakiem Kulinarnym Szczyrku, tym bardziej, że część restauracji znaliśmy już wcześniej. Wszystkie lokale należą do grupy Silveretta (hotele i wypożyczalnie sprzętu narciarskiego to też oni), która posiada ich w sumie bodajże siedem. Odwiedzając poszczególne miejsca ze specjalną kartą otrzymywało się kolejno -5%, -10%, -15% i -20% rabatu przy każdej wizycie. Ceny w tych miejscach nie należą do niskich – płaci się za nastrojowość i regionalność – jednak już z rabatami nie wychodziło to tak drogo. Ceny, które podawałam wcześniej były zaokrąglone i bez rabatu, tylko dla orientacji w temacie. Nie żałujemy, że wypróbowaliśmy Szlak Kulinarny, chętnym na coś takiego możemy to spokojnie polecić.   


A na koniec...



Pozdrawiamy!
Koria, Karolina, Radek

3 komentarze: